Author Archives: Zatonski, MD

Spotkanie KSP – Warszawa

“Nikt ci tego nie da, co producent obieca” – Co naukowa psychologia może dziś powiedzieć na temat skuteczności programów “brain fitness” ?

Piątek, 28 czerwca 2013, g. 17:00

[box type=”bio”] Doktor Maksymilian Bielecki jest adiunktem w Katedrze Psychofizjologii Procesów Poznawczych a także koordynatorem specjalizacji z Neurokognitywistyka na SWPS. Prowadzi badania dotyczące wpływu stanów psychopatologicznych (m.in. depresji i lęku) oraz gier komputerowych na funkcjonowanie naszej pamięci i uwagi. Poza działalnością badawczą i dydaktyczną zajmuje się rozwojem aplikacji wspierających realizację badań naukowych i komercyjnych a także śpiewem operowym.[/box]

Agenda wystąpienia:

  1. Co to znaczy, że trening poznawczy działa?
  2. Jak możemy to sprawdzić?
  3. Co nauka może powiedzieć o obecnych na rynku programach treningowych?

Data i miejsce:
Piątek, 28 czerwca 2013, g. 17:00
Psyche. Books&Cafe (Budynek SWPS, poziom -1)
ul. Chodakowska 19/31, Warszawa

WSTĘP WOLNY

brain fitness

Ostrzeżenie KSP (oszustwo terapeutyczne)

[box type=”warning”] Ostrzeżenie Klubu Sceptyków Polskich[/box]

UWAGA!

hazard-bannerW związku z ostatnimi doniesieniami prasowymi na temat rzekomo “rewolucyjnej” metody leczenia wszystkich chorób nowotworowych opracowanej przez “naukowca” polskiego pochodzenia (dr Stefana Burzyńskiego) Klub Sceptyków Polskich ostrzega przed tzw. “terapią antyneoplastonową” wymyśloną przez lekarza polskiego – niestety – pochodzenia.

Dr Burzyński – bo tak brzmi jego nazwisko – wykorzystuje ludzką naiwność i nadzieję – i oferuje wymyśloną przez siebie terapię przeciw nowotworom (w cenie sięgającej 200 000 USD za osobę).

Ze względu na liczne zapytania KSP ostrzega:

  • Dr Stanisław Burzyński założył jednoosobowo swoją klinikę i wymyślił swoją “terapię” sam, w oderwaniu od całego dorobku naukowego i medycznego na świecie. Twierdzenia o skuteczności jego terapii pochodzą wyłącznie od niego samego i nie zostały nigdy przedstawione ani opublikowane (istnieją tylko w głowie doktora Burzyńskiego).
  • Pod jedną nazwą “choroby nowotworowe” ukrywa się wiele różnych chorób, o całkowicie różnym przebiegu, przyczynach i leczeniu. Nie ma jednej choroby nowotworowej (jednego raka) i nie ma jednej terapii. Gdyby tak było, postęp onkologii i wyniki leczenia byłyby znacznie lepsze.
  • Związki rzekomo przeciwnowotworowe (według dr Burzyńskiego) są otrzymywane m.in. z moczu. Jego terapia (którą on sam nazwał terapią antyneoplastonową, od angielskiego słowa neoplasm oznaczającego nowotwór) jest de facto rozwinięciem tzw. auto-urynoterapii (czyli terapii opartej na piciu moczu). Terapia ta nie jest skuteczna, i jest potencjalnie szkodliwa!
  • Dr Burzyński oficjalnie prowadzi badania naukowe. Nigdy jednak nie opublikował wyników swoich badań. Co więcej – znany jest z tego, że każe sobie płacić (!) za udział w swoich eksperymentach.
  • Badania dr Burzyńskiego rozpoczęte zostały (według niego samego) w 1977 roku. W ciągu 35 lat nie opublikował jednak ich rezultatów. Nic dziwnego – skoro każe płacić pacjentom za udział w tych badaniach – zarabia pieniądze dopóki rzekome badania trwają…
  • Dr Burzyński wykorzystuje lukę w przepisach prawnych w USA, które pozwalają stosować substancje niedopuszczone do leczenia, o ile prowadzone są badania kliniczne nad ich skutecznością. To kolejny powód, dla którego dr Burzyński nie zakończył jeszcze badań po 35 latach.
  • Przedstawiciele dr Burzyńskiego znani są z pozywania i wysyłania pogróżek osobom, które publikują artykuły krytykujące jego praktyki, oraz członkom ich rodzin (Quackometer)
  • W sądach w USA toczą się postępowania przeciwko Burzyńskiemu ws. wyłudzenia (Dr Rajj Singh). Niestety – ponieważ poszkodowani w podobnych sprawach umierają, wiele tego typu spraw nie znajduje rozstrzygnięcia.
  • W odpowiedniku Izb Lekarskich stanu Texas (Texas State Medical Board) znajduje się informacja, że dr Burzyński był skazany za wyłudzenia, a sprawa ws. zawieszenia jego prawa wykonywania zawodu lekarza jest w toku.
  • Dr Burzyński ostatnio próbował oszukać reportera BBC podczas pytań o jego rzekomą terapię i badania (video, BBC)
  • Nie ma żadnych podstaw, aby uznać, że terapia wymyślona przez dr Burzyńskiego ma jakąkolwiek skuteczność.
  • Nie ma żadnych podstaw, aby uznać, że terapia wymyślona przez dr Burzyńskiego jest bezpieczna.
  • Podawanie ludziom (w tym ciężko chorym) związków pochodzących z moczu jest potencjalnie szkodliwe dla zdrowia.

 

Klub Sceptyków Polskich ostrzega wszystkie osoby terminalnie chore na choroby nowotworowe przed poddaniem się ww. formie terapii.

***

Klub Sceptyków Polskich informuje, że według obecnego stanu wiedzy, potrafimy leczyć tylko niektóre choroby nowotworowe.

***

Klub Sceptyków Polskich informuje, że zgodne z osiągnięciami aktualnej wiedzy medycznej, leczenie chorób nowotworowych dostępne jest za darmo w państwowych placówkach medycznych.

***

Klub Sceptyków Polskich informuje, że ewentualny udział w badaniach klinicznych nad leczeniem chorób nowotworowych (w celu np. uratowania życia przyszłym pacjentom, lub chęci poddania się eksperymentalnej terapii) jest bezpłatny. O szczegóły i aktualne badania należy pytać swojego onkologa.

***

 

dr n. med. Maciej Zatoński

– autor ubolewa nad faktem, że opisane wyłudzenia są autorstwem lekarza polskiego pochodzenia

 

Badania kliniczne nadal tajne…

o-BIG-PHARMA-facebookEuropejska Agencja Leków (EMA, European Medicines Agency) została zmuszona do ograniczenia swoich działań na rzecz upubliczniania wyników badań prowadzonych na ludziach z powodu procesów sądowych wytoczonych przez firmy farmaceutyczne.

EMA próbowała ujawnić dane, które otrzymała od firm farmaceutycznych domagających się rejestracji nowych leków (tutaj). Dwie firmy farmaceutyczne (AbbVie oraz InterMune) skierowały jednak przeciwko EMA wniosek do sądu, jako sposób na utajnienie wyników badań klinicznych prowadzonych na ochotnikach. Europejski Sąd Pierwszej Instancji (European General Court) nakazał EMA wstrzymać publikację wyników badań.

Naukowcy i lekarze na całym świecie otrzymali w ostatnim tygodniu listy od EMA z informacją, że nie dowiedzą się o wynikach eksperymentów prowadzonych na ich pacjentach dopóki sprawy sądowe nie zostaną zakończone. Około 100 wniosków o ujawnienie danych pozostaje w zawieszeniu.
Publikacja prawie 2 milionów stron danych z raportów z badań klinicznych została zablokowana przez 2 firmy – powiedział dr Peter Doshi, naukowiec z John Hopkins University w oświadczeniu dla SenseAboutScience – organizatora akcji AllTrials w Europie.
Jeśli firmy te wygrają w sądzie, starania EMA o jawny dostęp do danych z eksperymentów na ludziach uzyskanych przez firmy farmaceutyczne zostaną pogrzebane.
Rzecznik prasowy EMA powiedział, że sądowy zakaz publikacji dotyczy wszystkich dokumentów podobnych do tych, które zostały zakwestionowane przed sądem. W wyniku decyzji sądu, Europejska Agencja Leków nie może robić tego, do czego została powołana – regulować rynku leków w Europie.
Konsultacje w PE dotyczące jawności dostępu do wyników badań klinicznych nadal trwają.

Ciągle możesz jeszcze wysłać list do polskich Euro-Posłów z prośbą o jawność badań klinicznych.

Nowy członek Rady Nakowej KSP

Rada Naukowa KSP wzbogaciła się o kolejną osobę!

awAdam Wierzbicki – informatyk, naukowiec prowadzący badania w zakresie Informatyki Społecznej, czyli działu Informatyki zajmującego się realizacją celów społecznych, stosowaniem pojęć społecznych, a także pozyskiwaniem danych do badań i analiz zjawisk społecznych. Jego zainteresowania naukowe obejmują zarządzanie zaufaniem i sprawiedliwością w otwartych systemach rozproszonych oraz badania nad jakością emergentnych zespołów tworzących innowacyjne, otwarte projekty (takie jak Wikipedia, otwarte projekty programistyczne i wiele innych). Dr Wierzbicki jest kierownikiem projektu Reconcile (reconcile.pjwstk.edu.pl), którego celem jest stworzenie narzędzi do oceny wiarygodności treści WWW. Odwiedź jego stronę tutaj.

Witamy w naszym gronie i życzymy sukcesów w popularyzacji zdrowego rozsądku i demitologizacji życia publicznego!

Ręce opadają…

To, przed czym przestrzegało nasze władze blisko 5 tysięcy wykształconych i rozumnych ludzi pisząc wielokrotnie wyśmiewany i zignorowany przez te władze “List otwarty w obronie rozumu”. Oto na stronie internetowej jednego z rzekomych jasnowidzów znajdziemy dokument, który świadczy o tym, że polski wymiar sprawiedliwości powołał na biegłego sądowego jasnowidza! (zobacz…)

Wszystko to oczywiście odbyło się w glorii “prawa”. Na szczęście, w  dokumencie znalazł się zapis:  “W myśl art. 197 $ 3 kpk w zw. z art. 190 $ 1 kpk uprzedza się, że za wydanie niezgodnej z prawdą opinii grozi odpowiedzialność karna z art. 233 $ 1 kk (pozbawienie wolności do lat 3).”

Nie omieszkam sprawdzić czy biegły dopełnił warunków tego zapisu.
Swoją drogą, czy to nie wspaniałe? Jak bardzo można uprościć procedury sądowe i śledcze! Po co drobiazgowe i kosztowne dochodzenie, jeśli wystarczy spytać jasnowidza, kto popełnił zbrodnię? Rozstrzygającym mogłoby też być zdanie astrologa – przecież układ planet jednoznacznie wskazuje na to, kto z oskarżonych popełnił przestępstwo! Nieocenione zasługi do polskiego sądownictwa mogą wnieść również wróżki, bioenergoterapeuci, telepaci, schizofrenicy, paranoicy… Oj! przepraszam, tych jeszcze nie ma na ministerialnej liście zawodów. Jeszcze…
Wszystkim prześmiewcom “Listu otwartego w obronie rozumu” z całego serca i niezwykle szczerze życzę, aby znaleźli się kiedyś na sali sądowej, w obliczu biegłych sądowych – jasnowidza, astrologa, wróżki.

Fabryka Pacjentów

Artykuł autorstwa dr Macieja Zatońskiego (oryginał)

Na przeczytanie tekstu potrzebujesz około 15 minut

Ostatnie 100 lat to złoty wiek medycyny. Dzięki zastosowaniu narzędzi naukowych zaczęliśmy w końcu skutecznie zwalczać choroby. Miliony ludzi żyje dzięki szczepieniom, antybiotykom, narkozie, zaawansowanej chirurgii i nowoczesnym lekom.

W pogoni za lepszym zdrowiem i dłuższym życiem prześcigają sie firmy farmaceutyczne, naukowcy i lekarze. I w tej pogoni wielu z nas zapomniało o drobnym szczególe: istnieje cena, którą płacimy za zdrowie – i mam na myśli coś znacznie ważniejszego niż honorarium lekarza…

Odrobina historii

Przez tysiące lat istnienia ludzi na naszej planecie człowiek był zdrowy. Czasami zachorował poważniej (i z reguły wtedy umierał) lub uległ wypadkowi (miał szczęście jeśli nie umarł i mógł dalej funkcjonować). Lekarze nie potrafili zbyt wiele – taniec dookoła ogniska, palenie zielsk wszelakich czy nacieranie czymkolwiek oleistym nie miało większego znaczenia dla pacjenta. Dzieci i starsi zwykle umierali. Silniejszym udawało sie przetrwać. Jednak taki stan rzeczy pozwolił dawnym szamanom (dziś: lekarzom) osiągnąć coś szalenie ważnego – wiedzę na temat przebiegu choroby.

Dzięki dokładnym opisom objawów i przebiegu chorób ludzkość nauczyła się rozpoznawać poszczególne patologie. Nauczyliśmy się ponadto, że jeśli niektórych chorych odizoluje się od zdrowych – to zaraza się nie rozniesie. Tak, tak – kwarantanna to jeden z pierwszych sukcesów w medycynie. Skuteczny sposób ratowania zdrowych ludzi osiągnięty wyłącznie dzięki obserwacji otaczającej natury i zjawisk, analizowaniu dostępnych danych i wyciąganiu wniosków. W czasach gdy choroby pochodziły od bogów i były karą za grzechy – był to spory przełom.

Co nauce wolno?

Nauka pozwala wyciągać wnioski, nawet jeśli nie znamy zjawisk rządzących danymi procesami. Odkrycie bakterii i wirusów (przyczyn wielu chorób zakaźnych) dokonało się znacznie później. Przez tysiące lat lekarze często bardziej szkodzili swoim pacjentom, niż im pomagali. Stosowanie jeszcze kilkaset lat temu w leczeniu chorób zakaźnych toksycznych dawek rtęci lub chininy było powszechną normą. Ojciec homeopatii (S. Hanneman) słusznie zauważył, że jeśli choremu podamy rozcieńczony roztwór “lekarstwa” (chininę lub rtęć) – to pacjent ma większe szanse na przetrwanie. Hanneman niestety błędnie zinterpretował wyniki swoich obserwacji (ponieważ założył – jak inni w jego czasach – że silne trucizny, to skuteczne leki). Wykazał jednak, że im mniej trucizny, tym lepiej dla zdrowia. Ludzkość empirycznie wiedziała o tym od dawna, jednak Hanneman potwierdził to w eksperymencie. Gdyby w jego czasach informacje rozchodziły się szybciej, ktoś wskazałby Hannemanowi poprawne wnioski z jego badań: “rtęć to nie jest skuteczny lek w zapaleniu płuc!”. Dziś wiemy znacznie lepiej jak testować skuteczność leku – porównujemy jego działanie i skutki uboczne do placebo – czyli do substancji tak rozcieńczonej, że nie zawiera żadnego związku i jest obojętna dla organizmu.

Dzisiaj ciągle żyją jeszcze ignoranci, którzy nie zrozumieli przełomowej obserwacji Hannemana i ciągle udają, że leczą swoich pacjentów starożytnymi metodami – to tzw. “homeopaci”.

Ale do rzeczy…

Wróćmy jednak do medycyny. Dziś w większości znanych chorób nie obserwujemy prawie nigdy ich naturalnego przebiegu. Aby uniknąć poważnych konsekwencji stosujemy:

  • szczepienia (nawet jak zachorujemy, to objawy będą minimalne w porównaniu do “pełnej wersji” choroby)
  • antybiotyki (wystarczą wczesne objawy, aby lekarz zalecił terapię
  • chirurgię lub radioterapię (wcześnie rozpoczęte leczenie nowotworu pozwala często na pełne wyleczenie
  • inne (dalej potrafimy izolować chorych, poprawiać jakość wody, unikać wypadków i zatruć

Ta lista to olbrzymie uproszczenie, jednak posłuży mi do zobrazowania pewnego problemu.

Wszystkiemu winne ubezpieczalnie…

Przez tysiące lat, aby rozpocząć leczenie – trzeba było najpierw zachorować. Zachorować, czyli “doświadczyć” skutków choroby. Objawy zawsze są subiektywne – każdy inaczej reaguje na ból, katar czy krwawienie. Ale dawniej trzeba było mieć jakieś objawy, aby wybrać się do lekarza. Inaczej wizyta nie miała sensu.

Całkiem niedawno jednak postęp nauk medycznych sprawił, że sytuacja uległa zmianie. A winne jest… nadciśnienie tętnicze. Otóż w wyniku obserwacji i dokonywanych pomiarów (nadciśnienie) zaobserwowaliśmy pewną zależność: im wyższe ciśnienie krwi, tym większa szansa na poważny problem ze zdrowiem.

Jeszcze w latach 50-tych niektórzy eksperci uważali wysokie ciśnienie za niezbędne do życia i dostarczenia krwi do wszystkich narządów. O ile lekarze potrafili zmierzyć ciśnienie krwi od ponad 100 lat, o tyle nie wiązali go z zagrożeniem dla zdrowia. Jednak firmy ubezpieczeniowe w tym samym czasie doskonale zdawały sobie sprawę z ryzyka związanego z wysokim ciśnieniem i powszechnie odmawiały ubezpieczeń zdrowotnych w USA osobom z tym problemem (Moser M.: Hypertension: A Turning Point in the History of Medicine” J. Clin. Hyp., 2006 (8):15-20).

Lekarze postanowili więc ten fenomen zbadać. Badaniu poddano 140 osób z wysokim ciśnieniem podzielonych na dwie grupy i poddano 6-miesięcznej obserwacji. Wprawdzie według dzisiejszych standardów badanie było malutkie, a obserwacja krótkotrwała (dziś bada się dziesiątki tysięcy ludzi przez dziesiątki lat), to jednak wyniki były jednoznaczne.

Wśród 70 osób z nadciśnieniem, którym podano leki obniżające ciśnienie krwi pojawiły się 2 komplikacje: jeden udar i jedno powikłanie (omdlenie) w wyniku zastosowania leku. W grupie osób nieleczonych (z wysokim ciśnieniem, ale bez objawów) 4 osoby zmarły, u kolejnych 4 wystąpił udar krwotoczny, u 6 zawał serca, u 3 niewydolność nerek, u 7 wylew krwi do gałki ocznej i 3 kolejnych było hospitalizowanych. Oczywiście wśród osób nieleczonych (otrzymujących placebo) nie wystąpiły powikłania ani skutki uboczne leczenia (JAMA, 1967 (202): 1028-34). Podsumowując: 27 ciężkich powikłań w ciągu 6 miesięcy u nieleczonych i 2 w grupie otrzymującej leki. Badanie małe, ale wnioski dość mocne.

Przypadek?

Wprawdzie mógł to być przypadek (to tak jakby podrzucić monetą 29 razy i wyrzucić 2 orzełki i 27 reszki) – jednak kolejne badania potwierdziły tą zależność – wysokie ciśnienie to wysokie ryzyko.

To małe badanie stało się podstawą do olbrzymiej zmiany w podejściu do medycyny.

Zaledwie 50 lat temu, po raz pierwszy w historii ludzkości, odkryliśmy, że można przedłużyć życie ludzi podając leki osobom, które jeszcze nie mają żadnych objawów ani nie odczuwają żadnych skutków choroby!

Podawanie leków osobom z nadciśnieniem jest wielokrotnie bezpieczniejsze, niż pozostawianie pacjentów bez leczenia. Od tego momentu zaczął się wyścig w poszukiwaniu nowych, łatwych do zmierzenia parametrów, których identyfikacja pozwalałaby na wczesne wykrywanie osób z grup ryzyka – a tym samym na wczesne rozpoczęcie leczenia i uniknięcie śmiertelnych lub okaleczających powikłań. Dziś pomiary takie jak BMI, poziom cukru we krwi, wartość ciśnienia, poziom cholesterolu (i jego dziesiątek odmian), gęstość kości czy markery chorób nowotworowych są stosowane powszechnie. Spora część osób zna nawet te wartości na pamięć.

W tym wszystkim czai się jednak mały chochlik… Otóż nie każda osoba z “nieprawidłowym” ciśnieniem, poziomem cukru czy cholesterolu kiedykolwiek doświadczy skutków swojej choroby… Kogo należy w takim razie leczyć? I jak ustawić granicę?

Co to jest NNT?

Jasne jest, że im wspomniane wartości bardziej odbiegają od normy, tym większe ryzyko powikłań i tym bardziej zalecane jest rozpoczęcie terapii. Wyobraź sobie, że osoba nieleczona (np. z wysokim ciśnieniem) ma 80% szans na ciężkie powikłanie w ciągu najbliższych 5 lat, a osoba leczona – zaledwie 8%. Wtedy 72% osób stosujących leczenie skorzysta na terapii. Innymi słowy: liczba osób, które należy poddać terapii, aby mieć pewność, że jedna osoba na tym skorzysta wynosi około 1.4 (1 / 0.72 = 1.4). Czyli – musimy “średnio” leczyć zaledwie 1.4 pacjenta przez 5 lat, aby jedną osobę uchronić przed ciężkim powikłaniem. Parametr ten oznaczamy umownie NNT (Number Needed to Treat).

Gdyby babcia miała wąsy

Co się jednak stanie, jeśli pacjent ma mniejsze ryzyko zachorowania w najbliższych latach (ponieważ jego wartość ciśnienia nie jest tak duża jak w podanej powyżej grupie)? Załóżmy, że ryzyko wystąpienia ciężkiego powikłania u osób nieleczonych wynosi 9%, a w grupie osób leczonych 3%. Liczba osób, które muszą zostać leczone, aby jedną osobę uchronić przed powikłaniem wynosi 18. (Umownie można to zapisać tak: NNT=18)

Oba podane powyżej przykłady opierają się na faktycznych danych z badań z lat 1970-1990 opublikowanych na łamach Journal of American Medical Association (JAMA). Pokazują one, że im mniejsze odstępstwo od normy (mniejsze ciśnienie), tym więcej osób należy leczyć “niepotrzebnie”, aby uchronić jedną osobę przed ciężkim powikłaniem (NNT=18). Ponieważ nie da rady określić, którą z każdych 18 leczonych osób należy poddać profilaktycznej terapii, sporo osób będzie przyjmować leki “na darmo”, mając nadzieję, że to właśnie ich życie zostanie ocalone.

Jeśli myślisz, że 1 na 18 to sporo, to rzuć okiem na to: aby uratować jedną osobę z nowotworem prostaty musimy zbadać… 1410 mężczyzn, oraz zoperować 48 z nich. To znaczy, że przy oznaczaniu markera raka prostaty (PSA) musimy zoperować “niepotrzebnie” 48 mężczyzn, aby jednego uratować od zgonu z powodu raka prostaty.

PSA-based screening reduced the rate of death from prostate cancer by 20% but was associated with a high risk of overdiagnosis (CCTN: ISRCTN49127736).

Owszem – medycyna ratuje życie. Ale czasami koszt jest całkiem spory… Problem bierze się z tego, że nie ma leczenia bez skutków ubocznych – a tych może być więcej, niż korzyści z leczenia.

Nowe = lepsze?

Wiemy już więc, że im bardziej “odstajemy od normy” (im “gorsze” mamy wyniki), tym więcej skorzystamy na prewencyjnej terapii. Tymczasem w medycynie normy są coraz bardziej wyśrubowane, leczenie zalecane jest coraz wcześniej a liczba pacjentów ciągle rośnie. Podam przykład – może coś innego niż ciśnienie. Weźmy na warsztat poziom cukru (glukozy) we krwi na czczo. Gdy zaczynałem studia medyczne (1997 rok) sprawa była prosta – jeśli poziom glukozy we krwi (na czczo) był wyższy niż 140 – to miałeś cukrzycę. Jednak zanim skończyłem pierwszy rok studiów, jakiś komitet fachowców (a konkretnie Expert Committee on the Diagnosis and Classification of Diabetes Mellitus) zmienił zasady gry: zalecono, aby cukrzycę rozpoznawać u ludzi, u których poziom glukozy jest wyższy niż 126. W ten sposób automatycznie w samych tylko Stanach Zjednoczonych w ciągu jednego dnia przybyło ponad 1 500 000 pacjentów z cukrzycą (NEJM, 2008 (358): 2545-59).

Ktoś zapytać może: “No i co w tym złego?”

Dobre pytanie. Ponieważ zmieniliśmy zasady gry w trakcie gry mamy teraz więcej ludzi z cukrzycą. Lecząc naszych nowych chorych potencjalnie zmniejszamy ilość możliwych powikłań cukrzycy u naszych pacjentów. Ale ponieważ nowi pacjenci znajdują się niżej na “skali ryzyka” (jeszcze wczoraj byli przecież zdrowi) szansa na pojawienie się u nich powikłań cukrzycy jest i tak znacznie mniejsza. Oznacza to, że liczba osób którą należy leczyć, aby jedna odniosła korzyść bardzo nam rośnie.

Jeśli leczymy ludzi z coraz mniejszą patologią, szansa na odniesienie korzyści z leczenia maleje, a szansa na skutki ubocznej terapii rośnie!

Podobnie było z ciśnieniem – dawniej, aby lekarz zalecił leczenie trzeba było mieć ciśnienie większe niż 160/100. Dziś lekarz położy na was łapska, gdy wartość ta osiągnie 140/90 (ta zmiana z dnia na dzień zwiększyła liczbę pacjentów w USA o 13 000 000 – JAMA, 1998 (179): 1615-22).

Jeśli chodzi o osteoporozę o kobiet – zmiana wartości gęstości mineralnej kości (T-score) z -2.5 na -2.0 pozwoliła wyprodukować ponad 6 500 000 kobiet, które należy leczyć.

To samo było z poziomem cholesterolu. W moim podręczniku do interny (miałem od rodziców) poziom cholesterolu uznany za niebezpieczny musiał przekraczać 300. W latach 90. wystarczyło mieć go już tylko 240 (tak było jak zaczynałem studia). W 1998 roku było to już 200. To wystarczyło aby w ciągu kilku minut wyprodukować w samych tylko Stanach Zjednoczonych 42 000 000 “nowych chorych”. Sporo, co nie?

Kliknij aby powiększyć

Kliknij aby powiększyć

Obrazek poniżej dobrze to pokazuje. Wystarczy rzut oka na rozkład poziomu cholesterolu w populacji aby zrozumieć, że dziś “chorować” może prawie połowa amerykańskiej populacji. Zmniejszenie progu powoduje gwałtowny przyrost liczby pacjentów ze znacznie mniejszym ryzykiem wystąpienia powikłań (takich, którzy mają małe szanse skorzystać na leczeniu). Jednym słowem – gwałtownie rośnie liczba osób, które musimy leczyć (NNT) aby jedna na tym skorzystała.

Widać też ładnie, że liczba osób w przedziale 200-240 znacznie przekracza liczbę osób w przedziale 240-320 (ponieważ poważnych patologii jest mniej niż tych łagodnych). Tak zresztą jest dla każdej znanej choroby.

Podsumowując – w USA zmiany progów diagnostycznych spowodowały z dnia na dzień wyprodukowanie ponad 60 000 000 nowych pacjentów. Liczba cukrzyków wzrosła o około 15%, ludzi z nadciśnieniem o 35%, z hiperlipidemią lub z osteoporozą o ponad 80% – w ciągu jednej nocy, wyłącznie poprzez zmianę progów diagnostycznych.

I kto to robi?

Wszystko co opisałem powyżej może wydawać się działaniem wyłącznie w interesie społecznym, gdyby nie pewien mały szczegół… Otóż niezależność ekspertów podejmujących decyzje o zmianach progów jest sprawą dość kontrowersyjną. Dla przykładu na czele panelu fachowców odpowiedzialnych za produkcję nowych cukrzyków stał konsultant opłacany przez Aventis Pharmaceuticals, Bristol-Myers Squibb, Eli Lilly, GlaxoSmithKline, Novartis, Merck i Pfeizer. (Health Affairs, 2007 (26): 1702-11). Dziwnym trafem wszystkie te koncerny produkują leki na cukrzycę…

Podobnie w “panelu nadciśnienia” 9 z 11 ekspertów opracowujących nowe normy było bezpośrednio powiązanych z producentami leków na nadciśnienie (Seattle Times, 26 czerwca 2005). Dociekliwi doszukają się też, że 8 z 9 fachowców odpowiedzialnych za obniżenie dopuszczalnego poziomu cholesterolu także była opłacana przez producentów statyn (leków obniżających poziom cholesterolu), o czym z radością doniósł Newsday 15 czerwca 2004 roku…

I jakoś dziwnym trafem sądzę, że jak na stole leży dużo pieniędzy to ekspertom łatwiej jest przeszacować skuteczność leczenia i przeoczyć kilka skutków ubocznych. Jeśli do tego producenci leków mogą ukrywać wyniki badań naukowych (dziwnym trafem ukrywają te negatywne, większość pozytywnych jest szybko publikowana) – to nawet uczciwi eksperci mają problem z poprawną oceną rzeczywistości. Lekarze mają problem z leczeniem swoich pacjentów. Pacjenci mają problem ze swoim zdrowiem. Problem dotyczy nas wszystkich…

Poprzyj kampanię AllTrials (“Wszystkie Badania”), którą w Polsce koordynuje Klub Sceptyków Polskich – wyślij list do polskich posłów w Parlamencie Europejskim i poproś o poparcie zmian prawnych, które zmuszą podmioty prowadzące badania na ludziach do publikacji wyników tych badań.

Szczegóły znajdziesz tutaj.

Psychologia – wróżenie z fusów?

Wywiad Karoliny Głowackiej z dr T. Witkowskim w TOK FM.
– Zajmuję się przypadkami ludzi, którym psychologowie rozbili rodziny, których doprowadzili nawet do kalectwa, którzy utracili swoją pozycję zawodową – mówi psycholog, dr Tomasz Witkowski. Niedawno wyszła jego książka “Zakazana psychologia”, w której krytycznie przygląda się tzw. DDA, Dorosłym Dzieciom Alkoholików: – To nic innego, jak kreowanie popytu na usługi psychobiznesu – uważa.

Nowy członek Rady Naukowej KSP

Rada Naukowa KSP wzbogaciła się o kolejną osobę!

wpWojciech Pisula – psycholog, profesor zwyczajny w Instytucie Psychologii PAN, Przewodniczący Rady Naukowej Instytutu. Wcześniej wieloletni pracownik Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się psychologią porównawczą, poszukiwaniem doznań, zachowaniami eksploracyjnymi zwierząt, reakcją na nowość oraz adaptacją do zmiany. Członek Krajowej Komisji Etycznej do Spraw Doświadczeń na Zwierzętach w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W latach 1993-1999 był prodziekanem Wydziału Psychologii UW. W 2011 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Odwiedź jeko blog.

Witamy w naszym gronie i życzymy sukcesów w popularyzacji zdrowego rozsądku i demitologizacji życia publicznego!

Apel KSP ws jawnych wyników badań klinicznych

Przekaż ten apel do wszystkich znajomych lekarzy i naukowców.

Drodzy Sympatycy,

Wczoraj (15.05.2013) szef dużej firmy farmaceutycznej Lilly (Jean-Michael Cossery) powiedział, że pacjenci nie chcą, aby firmy farmaceutyczne wydawały pieniądze na udostępnianie “starych danych”. Te “stare dane” to wyniki wszystkich badań i testów klinicznych, na których opiera się współczesna medycyna. To kolejna próba koncernów farmaceutycznych do ukrywania wyników badań.

Klub Sceptyków Polskich apeluje do wszystkich osób – a w szczególności do lekarzy, naukowców i pacjentów: Napiszcie proszę krótki e-mail do polskich posłów, krótko wyjaśniając dlaczego zależy wam na przejrzystości badań klinicznych.

Continue reading