Tag Archives: pseudoterapie

"Detox" = ściema

dr n. med. Maciej Zatoński

Detoks = ściema

Dziś omówimy jeden z najpowszechniejszych mitów w medycynie i popularne oszustwo pseudoterapeutyczne. Tak zwane “usuwanie toksyn”.

Moi pacjenci najczęściej stosują tzw. “woskowanie uszu”. Lekarze innych specjalności spotykają częściej metody takie jak “plastry odtruwające” czy “kąpiele stóp usuwające toksyny”, “oczyszczanie” jelita, “usuwanie” złogów, “oczyszczanie” energii czy “detoksykacja organizmu”. Zasada jest taka sama – kup coś, zjedz coś, wypij coś co produkujemy, a w zamian w magiczny sposób twój organizm się “odtruje”.

Do usuwania toksyn z organizmu służy, że tak powiem, dupa. Osoby bardziej natchnięte medycyną odpowiedzą, że raczej wątroba i nerki – to tam bowiem odbywają się procesy odpowiedzialne za usuwanie z organizmu tego, co w nim niepotrzebne. Efektywnie – wszystko co zbędne ląduje w toalecie i atmosferze. I nie potrzeba do tego plastrów, świeczek, kamieni ani specjalnych pokarmów.

Z medycznego punktu widzenia “detoksykacja” to proces nagłego odstawienia substancji wywołującej negatywne skutki dla organizmu. Na przykład – jeśli łoisz codziennie wódkę, to zaprzestanie jej stosowania sprawi, że ropoczniesz “detox”. Jeśli miałeś sporo punktów doświadczenia w spożywaniu alkoholu – proces ten może wymagać pomocy personelu medycznego, przemysłu farmaceutycznego i psychiatry. Podobnie – jeśli żona karmi Cię cyjankiem, nagłe odstawienie trucizny sprawi, że twój organizm zacznie detoks. Sam. Bez łaski. Jak przesadzisz, czasami lekarz zaleci dializę, odtrutkę i takie tam. Ale uwierz mi (narazie na słowo) – to czy wpijesz do kolacji z cyjankiem szklanke soku z buraka, zjesz na deser pęczek kiełków rzodkiewki, wypijesz napój oczyszczający, przylepisz sobie plaster “odtruwający” czy połkniesz suplement diety – nie ma absolutnie żadnego znaczenia (chyba, że po soku z buraka – tak jak ja – zwymiotujesz; wtedy część spożytych toksyn może szybko opuścić organizm tą drogą, którą się do niego dostała). Odruch wymiotny bowiem, kaszel czy biegunka – to kolejne sposoby w jakie twój organizm pozbywa się (gwałtownie) tego, co uważa za szkodliwe.

Do rzeczy

Zacznijmy od najbliższego mi (z racji wykonywanego zawodu) “odwoskowania uszu”.

Uszy często zatykają się woszczyną (naturalna substancja ochronna), którą w prosty sposób usunąć kroplami do ucha lub (jeśli nie przynosi to oczekiwanych skutków) w gabinecie lekarskim.

Na wielu stronach internetowych można jednak znaleźć  “cudowne świece”. Świece te potrafią więcej niż Barack Obama, a opisy brzmią z reguły tak:

Świecowanie uszu jest to naturalny zabieg wzorowany na praktykach medycznych Amerykańskich Indian HOPI. Dzięki swej dużej skuteczności zyskał uznanie niemal w każdym zakątku naszego globu. Zabieg świecowania jest chętnie stosowany przez wysokiej klasy bioenergoterapeutów, zielarzy oraz w gabinetach odnowy biologicznej. Dzięki swej prostocie, zabieg świecowania może wykonać także każdy z nas w warunkach domowych.

Jeśli ktoś nie wie, jakim cudem te świece mają działać może przeczytać, że:

Podczas spalania się świecy Hopi wytwarza się podciśnienie w kanale usznym. Powstaje ono wskutek tzw. efektu komina i prowadzi do dostrzegalnej regulacji ciśnienia zatok. Ponad 90% pacjentów opisuje odczucie obniżenia ciśnienia, lekkość w okolicach uszu i w głowie jako główny efekt zabiegu. Ciśnienie krążące (tzw. prąd ciśnienia) dostarcza stężoną parę wzbogaconą ziołowymi substancjami do wnętrza ucha. Ponadto działanie podciśnienia podczas świecowania powoduje wyciągnięcie i usunięcie osadu i zanieczyszczeń z wnętrza ucha.
Podczas procesu spalania obudowa ze srebrnej blaszki przenosi łagodny, uspokajający prąd ciepła i olejków ziołowych do wnętrza ucha. Lokalnie dostarczone ciepło stymuluje punkty energetyczne ucha i powoduje prawidłowy obieg energii. Cały proces jest przyjemny i skuteczny. Każdy powinien spróbować tego zabiegu.

Źródło: Internet (strony producentów świec)

Źródło: Internet (strony producentów świec)

Co jeszcze możemy wyczytać na opakowaniu?

Na przykład to, że ta “wyjątkowa metoda” pomaga nie tylko “oczyścić” uszy z woskowiny, ale także likwiduje tajemnicze “podrażnienie zatok”, odstresowuje, dodaje energii, reguluje ciśnienie przy bólach głowy (!), a nawet poprawia “krążenie w uchu” – czymkolwiek ono jest. Potrafi także “cyrkulować prądy energetyczne” a nawet “aktywować limfę”. Oczywiście do tego wszystkiego – usuwa toksyny.

Gdybym ja miał w sobie toksyny, to na pewno chciałbym je usunąć!

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że świeczka – w przeciwieństwie do lekarza pierwszego kontaktu – doskonale leczy znane (oraz jeszcze nieznane) współczesnej medycynie przypadłości.

Takie wspaniałe produkty można mieć już za 20-40 złotych. W porównaniu do wizyty lekarskiej – taniocha. Tym bardziej, że “zwykły” lekarz nie potrafi  aktywować limfy…

[box type=”info”] Świece były wielokrotnie badane przez światowej klasy ośrodki medyczne i najlepszych specjalistów i naukowców na świecie. Nie tylko oceniano ich wpływ na subiektywną poprawę samopoczucia, ale także weryfikowano fizyczne podstawy działania świec do uszu. Wykazano brak jakiegokolwiek efektu i jakiegokolwiek działania – i z tego powodu zostały zarzucone jako metoda terapii przez rozsądnych lekarzy (publikacje i badania na ten temat znajdują się w bibliografii na końcu tego artykułu).[/box]

Sprawdźmy więc, czy te świeczki są czegoś warte!

Co badamy?

Według producentów świec działają one na dwa sposoby. Pierwszy polega na “efekcie komina” – podciśnienie wywołane konwekcją ciepłego powietrza podczas spalania się świecy zmienia ciśnienie w przewodzie słuchowym zewnętrznym. To podciśnienie powoduje “masowanie” błony bębenkowej i kanału słuchowego. Drugi efekt to rzekome pobudzenie woszczyny w uszach do parowania, co powoduje wyparowanie razem z nią wielu toksyn z organizmu.

Niektórzy twierdzą, że toksyny nie wychodzą z ucha, ale wydobywają się z organizmu innymi drogami – na przykład poprzez tajemnicze kanały energetyczne. Tak czy inaczej – sam możesz zobaczyć jak po wypaleniu świecy zostaje w niej “dziwne brązowe coś”. To coś – to rzekomo woskowina z twojego ucha i zawarte w niej toksyny.

Jak zbadamy?

[box type=”warning”] UWAGA! Stosowanie świec może doprowadzić do ciężkich uszkodzeń ucha środkowego! Oparzenia gorącym woskiem spływającym na błonę bębenkową mogą spowodować trwałą głuchotę! Producenci świec zapominają o tym zwykle wspomnieć. Wykonując na sobie opisany poniżej eksperyment – robisz to na własną odpowiedzialność![/box]

  1. Przekonaj się sam, czy producent Cię nie oszukuje. Wystarczy, że zapalisz “świecę do uszu” na przykład nad odrobiną kurzu na półce. Obserwuj dokładnie czy “efekt komina” powoduje zasysanie czegokolwiek spod świecy. Poeksperymentuj. I co zaobserwowałeś?Nic?Zanim polecisz do prokuratury albo do gazety – sięgnij po prace sprzed wielu lat. Już w 1996 roku opublikowano w czasopiśmie Laryngoscope (patrz: bibliografia) dowód na to, że w przewodzie słuchowym nie dochodzi do zmian ciśnienia po zapaleniu świec. Wykorzystano do tego celu zmodyfikowane urządzenia powszechnie stosowane w diagnostyce słuchu.
  2. Źródło: Internet (strony producentów świec)

    Źródło: Internet (strony producentów świec)

    No dobrze – wiemy już, że “efekt komina” to oszustwo. Nie powstaje żadne podciśnienie i nie występuje żadne “zasysanie”. A co z kanałem energetycznym? I co z tym “brudem” który ucieka z mojego ucha?

    Przeprowadzimy badanie porównawcze (kontrolne). Co to oznacza? Oznacza ono, że stworzymy dwa stanowiska badawcze, które różnią się tylko jedną rzeczą – tą, którą chcemy zbadać – czyli uchem 🙂

    W tym celu poświęcimy dwie świeczki. Robisz to oczywiście na własna odpowiedzialność! Sprawdźmy więc, czy to “brązowe dziadostwo” które zostaje po wypaleniu świecy pochodzi naprawdę z twojego ucha. Pierwszą świeczkę włóż do ucha, zapal i poczekaj aż się wypali (pamiętaj, że ryzykujesz uszkodzeniem błony bębenkowej!). Widać “brud i toksyny”.

  3. Teraz postaw drugą świeczkę w dowolnym miejscu – na przykład na stole. Jak chcesz być dokładny, możesz zbudować małą rurkę (która imitować będzie przewód słuchowy) i szczelnie przymocować do niej drugą świeczkę. Ta druga świeczka – to twoja “grupa kontrolna”. Jeśli chcesz zbadać czy “brud i toksyny” pochodzą z ucha, to druga świeczka (ta, która stała na stole) powinna być czysta po wypaleniu. I jak?Niestety okazuje się, że “brud i toksyny z ucha” zostają nawet jeśli świeczka stała daleko od czyjegokolwiek ucha. Czyli czymkolwiek jest brązowa substancja – nie jest to usunięta z ucha woszczyna!
  4. WERSJA DLA TWARDZIELI: Jeśli nie wierzysz i masz sporo odwagi – po prostu spróbuj jak smakuje twoja woskowina i porównaj to do smaku brązowej zawartości świec.
  5. Wiesz już, że to, co zostaje po wypaleniu świecy – nie jest woskowiną z Twojego ucha. Nie oznacza to jednak, że zabieg świecowania nie usuwa woszczyny! Musiałbyś sfotografować zawartość swojego ucha (np. endoskopem z dołączoną kamerą) przed i po zapaleniu świeczki. Wiedziałbyś wtedy jednak tylko tyle, że świecowanie nie usuwa woszczyny z Twojego ucha! Przecież może usuwać je innym osobom, a ty po prostu masz pecha!Doświadczenie, które przeprowadziłeś daje jedynie podstawy do tego, by sądzić, że “świecowanie” to oszustwo. Ale aby się przekonać, że to rzeczywiście nie działa – należy przeprowadzić badanie na ludziach: pozbierać ochotników z uszami zabrudzonymi woszczyną i sprawdzić na odpowiednio liczebnej grupie, ilu osobom świecowanie w czymkolwiek pomaga.Takie badania kosztują dużo czasu i pieniędzy. I były wielokrotnie powtarzane.Zapalenie świecy w uchu w żaden sposób nie powoduje zmniejszenia ilości woszczyny w twoich przewodach słuchowych.

Wnioski

  1. Woskowanie uszu to oszustwo.
  2. “Efekt komina” nie występuje w przewodzie słuchowym.
  3. Substancja pozostała po “świecowaniu” nie jest woszczyną i nie pochodzi z twojego ucha.
  4. Świecowanie uszu może doprowadzić do ciężkich uszkodzeń ucha związanych z poparzeniem błony bębenkowej przez gorący wosk.

Inne pseudo-odtruwacze

Druga popularną metodą wyłudzania pieniędzy są np. specjalne plastry “odtruwające”. Zwykle producenci tych cudów opisują ich działanie tak:

Plastry pochodzące z Japonii! Plastry te zawierają wyłącznie naturalne składniki. Są skutecznym, niedrogim i łatwym w zastosowaniu środkiem, który usuwa toksyny z organizmu.

Plaster, który wchłania toksyny z organizmu. Używa się go poprzez przylepienie go do podeszwy stóp. Plaster jest wypełniony octem drzewnym i innymi naturalnymi składnikami, które wchłaniają toksyny – ta metoda pozwala Ci zachować zdrowie.

Coś ci to przypomina? Chyba nie świeczkę do ucha?

Źródło: InternetWystarczy, że przylepisz taki plaster (podobny do torebki herbaty) do swojej stopy wieczorem, a jak obudzisz się rano przekonasz się, że plaster wypełniony jest brązowo-czarną substancją. Producent plastra twierdzi, że to toksyny. Tyle tylko, że to nieprawda.

Tym razem znacznie łatwiej się przekonać czy to za co płacisz faktycznie działa: jeden plaster na stopę, drugi do sterylnej (np. wygotowanej we wrzątku) szklanki. Na ten plaster w szklance wylej trochę wody – może być też sterylna (przegotowana albo kupiona w aptece woda do zastrzyków).

Chodzi o to, żeby w szklance i w wodzie nie było rzekomych “toksyn”. Wynik jest szybko – bo już za kilka minut mokry plaster ze szklanki będzie czarny.

Czemu to się robi takie czarne?

Przeczytaj skład takiego plastra i rzuć okiem do podręcznika do chemii. Plaster zawiera zawsze jakąś higroskopową substancję w proszku (czyli taką, która chłonie wilgoć). Jeśli taka substancja (np. opisany powyżej ocet drzewny) wchodzi w kontakt z wilgocią (woda w szklance lub ze skóry stóp) proszek zamienia się w galaretowatą masę i dodatkowo przyjemnie ogrzewa otoczenie.

Czasami dodaje się jeszcze do plastra… trochę cukru. Wtedy efekt jest lepszy, ponieważ plaster staje się kleisty – w końcu jak coś jest ciemne i kleiste, to musi być pełne toksyn…

Pomysłów na “odtruwanie” jest wiele. Inna popularna metoda polega na moczeniu nóg w wodzie z solą kuchenną podłączoną do specjalnego urządzenia. Woda ciemnieje podczas gdy trzymasz w niej stopy. Rzekomo odtruwasz w ten sposób swój organizm. Tyle, że woda ciemnieje nawet jak nie trzymasz w niej nóg – to po prostu zjawisko elektrolizy.

Jeśli uważałeś na lekcjach w szkole podstawowej to przypomnisz sobie o co w tym chodzi. A zapach chloru, którzy niektórzy czują w trakcie “sesji terapeutycznej” nie pochodzi (jak wciskają szarlatani) z zatrucia chlorem twojej krwi. Jeśli nie wiesz skąd ten chlor, to wpisz w Google: chlorek sodu.

Co jeszcze?

Oczywiście toksyny można “usuwać” poprzez zakupy niepotrzebnych produktów w rozmaity sposób, a opisane metody to wierzchołek góry lodowej.

Szarlatani wciskają ludziom lewatywy, usuwają “kamienie kałowe”, wciskają środki przeczyszczające lub pobudzające wymioty. Wszystko oczywiście jest zawsze “naturalne”, “cudowne” i “niedostępne w gabinecie lekarskim”. Dokładnie tak, jak wspomiany na początku cyjanek…

Dlaczego?

Dlaczego więc te wszystkie “detoksy” to jedne z najpopularniejszych alternatywnych pseudoterapii?

Po pierwsze – większość ludzi nie zadaje sobie trudu, aby sprawdzić informacje na opakowaniu. Ufamy producentowi. W końcu na zdrowy rozsądek – ciężko uwierzyć, że ktoś będzie nas bezkarnie oszukiwać. To jak rabunek w biały dzień! Wydaje się mało możliwe, aby ktoś mógł jawnie i bez konsekwencji oszukiwać klientów.

Po drugie – zakup takich plastrów lub świec jest zwykle tańszy niż wizyta u lekarza. Można też “leczenie” przeprowadzić w domu, a “efekt” jest niby widoczny gołym okiem.

Po trzecie – jeśli zapłacisz kilkadziesiąt złotych za zabieg “odtruwania” organizmu poprzez moczenie stóp w wodzie, to czy zmarnujesz wydane pieniądze na to, żeby nie trzymać nóg w wodzie w opłaconym czasie? Czy jeśli kupisz świeczki, będziesz wypalać je na stole? Albo czy będziesz moczyć plastry w szklance, żeby sprawdzić czy szkło też uwalnia toksyny? W końcu taki plaster to wydatek rzędu 15-25 złotych…

I po czwarte – kto z nas dobrowolnie przyzna, że dał się oszukać w tak prymitywny sposób? Już chyba lepiej iść w zaparte – zwykle słowami: “…ale akurat na mnie to działa!”.

I nawet jeśli już nigdy sami nie sięgniemy po plaster na stopy czy świeczki do ucha, zrobi to część tych, którym “poleciliśmy” tą metodę… w końcu zwykle mamy tyle samo odwagi cywilnej co zdrowego rozsądku.

Metody pokrewne

Wybrałem te metody aby przedstawić jedno z najpopularniejszych oszustw w “leczeniu” – detoksykację (“usuwanie trucizn”). Istnieją tysiące innych oszukańczych metod wykorzystujących ten sam mechanizm: tabletki, specjalne diety oczyszczające z toksyn, napoje, soki i koktajle witaminowe, głodówki, płukanki jelit (hydrokolonoterapia) i setki innych podobnych rzeczy. Gwiazdy z pierwszych stron gazet regularnie polecają “odtruwające diety” i “oczyszczające herbatki”. Sanatoria oferują odtruwające kąpiele, a sąsiedzi plastry z Japonii.

Oczyszczanie?

Wszystkie przedstawione powyżej metody opierają się na jednym założeniu – że istnieje proces odtruwania (detoksykacji) organizmu. Problem jest tylko w tym, że… taki proces nie istnieje.

Aby to zrozumieć nie wystarczy już wiedza ze szkoły podstawowej. Potrzebny jest raczej kurs biochemii. I to na dość zaawansowanym poziomie. To prawda, że różne związki wywierają często niekorzystny wpływ na nasz organizm. Ale w sieci procesów zachodzących w naszych organizmach nie ma miejsca na “układ detoksykacyjny”. W popularnym przekonaniu “odtruwalnią” naszych ciał jest wątroba i nerki – tyle, że to ogromne uproszczenie. Odtruwanie czy detoks – to de facto fikcyjny proces.

[box type=”info”] Jeśli gwiazda estrady po intensywnej pracy (czytaj: suto zakrapianej trasie koncertowej, tonach fast-foodu, być może narkotykach i pozbawiona przez wiele dni odpowiedniej ilości snu) udaje się na “detoks” polegający na piciu soków owocowych zamiast wódki, sałatki zamiast hamburgera i chodzi wcześniej spać – to na pewno będzie się czuła lepiej po takiej “kuracji”. Nie ma nic złego w prowadzeniu odpowiedniego stylu życia, a wynikające z tego poprawa samopoczucia nie ma żadnego związku ze świeczką, plastrem czy płukaniem jelita.[/box]

Co robić?

Po prostu żyć normalnie. Jeśli przesadzisz z alkoholem czy jedzeniem – odpuść sobie na parę dni. Twój organizm sam wróci do normy i poczujesz się lepiej. Nie jesteś w stanie niczym oczyścić swojego organizmu – on poradzi sobie sam, o ile dasz mu na to szansę.

Za zaoszczędzone pieniądze zabierz lepiej dzieci na wakacje.

A jak już musisz wypłukać sobie uszy – po prostu idź do lekarza…

Bibliografia

1. Ernst E. Ear candles: a triumph of ignorance over science. J Laryngol Otol. 2004;118:1–2.

2. Roazen L. Why ear candling is not a good idea. North Chapel Hill, NC: Quackwatch; 2005

3. Seely DR, Quigley SM, Langman AW. Ear candles—efficacy and safety. Laryngoscope. 1996;106(10):1226–9.

4. Rafferty J. et al. Ear candling. Should GPs recommend it? Can Fam Physician. 2007 December; 53(12): 2121–2122

5. Goldacre B. Bad Science. Harper Collins Publishers, London, 2008